Nastaw myślenie na to co można zyskać dzięki BNI | Jarosław Płatek – Twister Catering

 | 

BNI Polska

Jarosław Płatek prowadzi firmę cateringową „Twister Catering”. Do BNI dołączył podczas pandemii COVID-19. W pierwszym roku zarobił jedynie 30 tys. zł, a w kolejnym aż 800 000 zł.

Z wywiadu z Jarosławem dowiesz się:

  1. Jak zamienić pasję w dochodowy biznes?
  2. W jaki sposób strategia bazująca na rekomendacjach wspomaga pozyskiwanie dużych kontraktów?
  3. Dlaczego bycie otwartym na mniejsze i niekoniecznie idealne projekty może w przyszłości budować Twoją renomę i zaufanie wśród partnerów biznesowych?

Pamiętaj! Oto trzy kluczowe wskazówki, jak rozwijać firmę dzięki rekomendacjom:

  1. Na początek uzbrój się w cierpliwość. Nie oczekuj natychmiastowego sukcesu i szybkich sprzedaży. Zacznij od drobnych kroków, prezentując siebie i swoje umiejętności. Cierpliwość jest kluczem.
  2. Nie prowadź biznesu wyłącznie według własnego uznania. Wysłuchaj rad od tych, którzy mają więcej doświadczenia. Nieustannie się ucz i rozwijaj.
  3. Bądź otwarty na nawiązywanie nowych relacji i zdobywanie kontaktów. Zamiast skupiać się wyłącznie na autopromocji, doceniaj wartość poznawania innych.

 

 

Wywiad

BNI: Jak zaczęła się Twoja przygoda z biznesem?

J: To naprawdę interesująca historia. Moją przygodę z biznesem rozpocząłem jeszcze w szkole średniej, a wszystko zaczęło się od wędkowania. To moja pasja, której oddaję się do dziś. Potrzebowałem pieniędzy na nowy sprzęt. W Polsce, w czasach, gdy zaczynałem, akcesoria do wędkowania były trudno dostępne i przestarzałe. W Warszawie jedynie dostępne były rosyjskie lub czechosłowackie kotwice, które rozpadały się w rękach. Konstrukcje dostępnych wędek były kiepskiej jakości, a haczyki tępe. Mimo tych przeciwności, miałem ogromny zapał. Poza chęcią rozwijania swojej pasji, chciałem też zarabiać. Wspólnie z kolegą zaczęliśmy handlować sprzętem wędkarskim. Przeglądaliśmy różne katalogi branżowe i stopniowo zaczynaliśmy się rozwijać.

BNI: W jaki sposób ta pasja przełożyła się na biznes?

J: Mój dziadek był zapalonym wędkarzem. Dzięki niemu dostałem swoją pierwszą wędkę, bambusową. Jednak nigdy razem nie łowiliśmy. Dopiero, jak wspomniałem, w szkole średniej chodziłem z kolegami na Moczydło, na warszawskiej Woli i tam próbowaliśmy swoich sił. Sprzęt był trudny do zdobycia, a pieniędzy też nie mieliśmy wiele. Uzbierane marki niemieckie, połączone z lirami włoskimi i monetami francuskimi, wymieniłem w PEWEX-ie na mój pierwszy zestaw francuskich błystek wędkarskich Mepps. Po zakupie pojechałem z kolegami na ryby na rzekę San, w Bieszczady. Tam zauważyłem w zwykłych sklepach typu „Mydło i powidło” mnóstwo sprzętu wędkarskiego, w tym np. tysiące kotwic koreańskich i inne zagraniczne akcesoria. Byłem zachwycony. Uznaliśmy, że skoro w Bieszczadach jest tego tak dużo, a w Warszawie braki, to warto to wykorzystać. Organizowałem więc objazdy po Polsce, odwiedzając miasta takie jak Ustrzyki, Krosno, Sanok, Rzeszów, Tarnów i Kraków. Przez dwa dni kupowałem wszystko, co udało mi się znaleźć w sklepach (także w PEWEX-ach za bony), a potem sprzedawałem to w Warszawie. Po szkole średniej wyjechałem na studia na Węgry, na Politechnikę w Budapeszcie. Chociaż skończyłem edukację, to nigdy nie pracowałem w zawodzie inżyniera. Przez kilka lat pracowałem jako tłumacz języka węgierskiego. W międzyczasie rozeznawałem się w tamtejszym rynku wędkarskim. Sprawdzałem, czego w węgierskich sklepach brakuje, a co jest dostępne. Zacząłem importować i eksportować towary między Polską a Węgrami. Później założyłem własną hurtownię wędkarską. Współpracowałem także z firmą Mepps, której wyroby zakupiłem jako swoje pierwsze profesjonalne akcesoria wędkarskie. Następnie, razem ze wspólnikiem, otworzyliśmy największy sklep wędkarski w Warszawie, który prowadziłem przez 10 lat.

BNI: I jak z tego sklepu przeszedłeś do firmy, którą prowadzisz dzisiaj?

J: Właśnie wtedy poznałem moją obecną partnerkę, Dorotę, z którą jestem już przeszło 22 lata. Razem prowadzimy naszą firmę od 21 lat. Dorota kończyła studia na kierunku Żywienie Człowieka na SGGW i zawodowo zajmowała się prowadzeniem kantyny pracowniczej głównej bazy PKS. Okazało się, że jest w tym niezwykle kompetentna. Znajdujące się w sąsiedztwie bazy PKS inne przedsiębiorstwo postanowiło zwrócić się do jej firmy z propozycją zamawiania obiadów na wynos dla swojej placówki. Jakość tych obiadów była tak wysoka, że spółka-córka tego przedsiębiorstwa zdecydowała się sfinansować budowę oraz wyposażenie nowej kantyny, aby Dorota mogła gotować dla nich na stałe.

BNI: W jaki sposób przekształciło się to we własny biznes?

J: Początkowo gotowanie w kantynie miało być dodatkowym źródłem dochodu. Ale wpadłem na pomysł, aby założyć własną działalność opartą na tej pracy. Wsparcie infrastrukturalne dla takiego biznesu już istniało. Wystarczyło zarejestrować firmę, a wszystko inne było już przygotowane jakby na tacy. Miałem pewne pojęcie o prowadzeniu przedsiębiorstwa, a moja partnerka posiadała specjalistyczną wiedzę i umiejętności potrzebne w tej branży. Lokal, który mieliśmy użytkować, był świetnie wyposażony; naszym głównym zadaniem było po prostu dostarczanie doskonałych posiłków. Wielkim atutem na starcie było to, że Dorota była dobrze znana w branży gastronomicznej. Prowadzenie kantyny pracowniczej umożliwiło nam realizacje cateringowe dużych eventów dla naszego kontrahenta.  Jednym z pierwszych klientów okazała się nowa szkoła podstawowa w Pruszkowie, z którą współpracujemy w zakresie cateringu do dziś i mamy tam bazę cateringową. Zarówno szkoła, jak i Urząd Miasta w Pruszkowie, obdarzyły nas dużym zaufaniem, a my nabraliśmy pewności siebie.

BNI: Kiedy w tym wszystkim pojawiły się rekomendacje biznesowe?

J: Na początku naszej działalności bazowaliśmy głównie na wiedzy i doświadczeniu Doroty. W kwestii rekomendacji, różne szkoły oraz ośrodki pomocy najuboższym zaczęły się do nas zgłaszać. Nasza pierwsza, większa impreza to zlecenie dla 60 osób od jednego z banków. Organizacja tej jednej imprezy dała mi do myślenia: zauważyłem, że zyski z jednego eventu były zbliżone do miesięcznych przychodów z dostarczania obiadów do szkół. Wtedy postanowiłem skupić się bardziej na organizacji imprez. Z czasem inne firmy proponowały nam organizację eventów dla 300, 400, czy nawet 1000 osób. Kształtując naszą ofertę i ucząc się na własnych błędach, doskonaliliśmy się. Dzięki specjalizacji w branży eventowej staliśmy się bardziej rozpoznawalni. Od tego momentu zaczęło to działać jak lawina: zadowoleni klienci polecali nas dalej, a nasza firma rozwijała się w szybkim tempie. Byliśmy pionierami w oferowaniu cateringu wegańskiego i potrafiliśmy obsłużyć całe wesele dla wegan. Zyskaliśmy zaufanie klientów i byliśmy gorąco polecani, co pozwoliło nam jeszcze bardziej się rozwinąć.

BNI: Skoro firma tak prężnie działała, co skłoniło Cię do dołączenia do BNI?

J: Do BNI zaprosił mnie Sebastian Lis z firmy „Logotomia”. W 2018 roku, razem z partnerką, postanowiliśmy przeprowadzić rebranding naszej firmy. Decyzja o współpracy z Sebastianem była świetnym wyborem. Byliśmy zachwyceni jego profesjonalizmem oraz wynikami, które uzyskaliśmy dzięki tej współpracy. Dwa lata później, w trakcie naszych rozmów, Sebastian wspomniał, że jest Członkiem BNI. Mówił o tym z takim entuzjazmem, że inspirowany jego opowieściami zdecydowałem się również dołączyć do tej organizacji w grudniu 2020 roku.

BNI: I jak wyglądały Twoje pierwsze miesiące w BNI, w czasie pandemii?

J: Wszystko odbywało się przez Zoom. Początkowo czułem się trochę nieswojo, ale myślałem sobie, że ten cały wirus prędzej czy później zakończy swoje działanie. Zdecydowałem więc, że warto zostać, budować swoją sieć kontaktów na przyszłość, zwłaszcza po tym, jak dowiedziałem się o potędze networkingu. Po pewnym czasie zorganizowałem spotkanie w wspomnianej wcześniej szkole podstawowej. Z Grupy BNI przyszło 11 osób. Mój catering trafił w ich gusta, był inny niż to, co mieli okazję próbować wcześniej. Na kolejnym spotkaniu Grupy dostarczyłem jedzenie dla wszystkich – zarówno dla Członków Grupy BNI, jak i Gości. Spotkało się to z ogromnym uznaniem. Dzięki temu zyskałem na znaczeniu. W późniejszym czasie miałem też przyjemność dostarczać wielokrotnie catering podczas BNI Day, co pozwoliło mi nawiązać kontakty z jeszcze większą liczbą osób.

BNI: Co pomogło Ci odnaleźć się w organizacji?

J: Moja aktywność w BNI zaczęła się po pierwszym roku Członkostwa. Na początku rezerwowałem sobie czas, aby zgłębić całą strukturę i kulturę organizacji. Dzięki temu podejściu, jakie przyjąłem, rozumiałem wszystko – od znaczenia dawania i otrzymywania rekomendacji, poprzez Traffic Lights, aż po arkusz GAINS. Kiedy już zrozumiałem wszystkie zasady i mechanizmy, stałem się bardzo skrupulatny w działaniu. Dbałem o to, by nie mieć żadnych nieobecności na spotkaniach. Jeśli sam nie mógłbym się pojawić, zawsze organizuję zastępstwo. Dbałem także o to, aby wsłuchiwać się w potrzeby innych Członków BNI i regularnie dawać im dobrze przygotowane rekomendacje.

BNI: Jakie rekomendacje miały bezpośredni wpływ na dynamiczny rozwój Twojego biznesu?

J: Od samego początku mierzyłem wysoko, kierując się przede wszystkim w stronę firm eventowych. Starałem się nawiązać współpracę z jednym z przedsiębiorstw, lecz po spotkaniu 1 na 1 dowiedziałem się, że mają już swojego stałego dostawcę. Jednakże po pewnym czasie skontaktowała się ze mną osoba z tej właśnie firmy eventowej z propozycją współpracy przy mniejszym wydarzeniu w Toruniu. Choć zyski z tego projektu nie były duże, postanowiłem podjąć się zlecenia, traktując to jako okazję do pokazania się z najlepszej strony i zapadnięcia w pamięć organizatorce. I rzeczywiście, to działanie przyniosło oczekiwane efekty – w krótkim czasie podjąłem się cateringu dla dużego wydarzenia w Krakowie dla 1400 osób. Za tym zleceniem nadeszły kolejne. W BNI wyróżniałem się w swojej branży tym, że nie obawiałem się wyzwań. Starałem się, by przekonać klientów do siebie przez najwyższą jakość oferowanych usług.

 

 

BNI: Jak prezentują się te liczby?

J: Do tej pory dałem 215 rekomendacji, natomiast otrzymałem 130. Warto jednak zaznaczyć, że rekomendacje, które dostaję, są z reguły bardziej wartościowe. Dlatego postanowiłem, że bez względu na wszystko, zawsze będę dostarczać komuś wartościową rekomendację.

BNI: BNI to organizacja oparta na wartościach. Która z nich najbardziej do Ciebie przemawia?

J: Dla mnie najważniejsze są relacje, które tu budujemy. Dodatkowo bardzo cenię sobie uczciwość w biznesie.

BNI: Jaka jest dla Ciebie największa korzyść z bycia Członkiem BNI?

J: Zdecydowanie uzyskanie kontaktów do firm eventowych. Obecnie bazuję głównie na relacjach z przedstawicielami tych firm. Możliwość nawiązywania takich relacji jest dla mnie nieoceniona. Dodatkowo, Członkostwo w BNI poszerzyło moje horyzonty, dostarczyło mi cennej wiedzy biznesowej i nauczyło zarządzania Grupą.

BNI: Co jest dla Ciebie głównym motywatorem do dalszego rozwoju firmy dzięki rekomendacjom?

J: Moim głównym celem jest mądre zarządzanie firmą, które umożliwi mi posiadanie więcej czasu wolnego. Chcę być w stanie wyjechać na wakacje czy konferencję, nie martwiąc się o bieżące sprawy firmy. Dzięki BNI, moja firma stała się bardziej rozpoznawalna, a liczba zleceń znacząco wzrosła. Wszystkie chwile spędzone w ramach BNI traktuję jak inwestycję w rozwój mojego biznesu, nie jak dodatek. A fakt, że mogę pracować w tak pozytywnej atmosferze, dodaje ogromnej wartości do całego procesu.

BNI: Jakie są Twoje plany biznesowe na nadchodzące miesiące?

J: W najbliższym czasie planuję podpisać kilka umów na stałą współpracę z większymi spółkami. Chcę zapewnić stały przychód dla mojego biznesu, tak aby działał on stale, a nie jedynie opierał się na pojedynczych eventach. Dodatkowo, priorytetem jest dla mnie poszerzenie sieci kontaktów z firmami eventowymi.

Dziękuję za rozmowę!