Inne szkoły językowe nie są dla nas konkurencją. Zapraszamy je do współpracy | Dorota Adamczyk – L.A. Language Academy

 | 

BNI Polska

Dorota Adamczyk na co dzień prowadzi sieć szkół językowych L.A. Language Academy. Jej szkoły znajdują się obecnie w całej Polsce, w swoim portfolio ponad 300 obsłużonych firm, m.in Decathlon czy Herbapol. Ponadto współpracuje z osobami znanymi, celebrytami i politykami.

Z wywiadu z Dorotą dowiesz się:

  1. Czy po kilku tygodniach nauki można zacząć mówić w języku obcym?
  2. Jakie efekty przynosi uczenie się bez podręczników?
  3. Jak poradzić sobie porażką w biznesie i przekuć ją w sukces?

 

Wywiad do obejrzenia

 

Zapamiętaj! 3 porady, jak rozwijać firmę przez rekomendacje 

  1. Przede wszystkim starajmy się myśleć szerzej, aniżeli tylko w tych miejscach, w których jesteśmy, by zdobywać klientów. Pomimo tego, że prowadzisz firmę o zasięgu lokalnym, to szukaj kontaktów w całej Polsce. Dzięki możliwościom, jakie daje BNI – kontaktuj się też z ludźmi z Europy i świata.
  2. Bądź nastawiony na proces, a nie na szybki efekt: partnerstwa biznesowego nie można zbudować podczas jednego spotkania. To maraton, a nie sprint.
  3. Nie bój się prosić o wsparcie. Wychodź poza schematy relacji biznesowych i poszukuj rad, pomocy.

Wywiad do przeczytania

Damian Masel: Moim gościem jest Dorota Adamczyk, ekspert z zakresu edukacji językowej oraz właścicielka sieci szkół językowych L.A. LANGUAGE ACADEMY. Witaj, Doroto!

Dorota Adamczyk: Cześć, Damian!

D.M.: Opowiedz, czym zajmujesz się na co dzień – jak wygląda Twój biznes?

D.A.: Prowadzimy sieć szkół językowych. Zajmujemy się od wielu, wielu lat edukacją językową, zarówno dzieci i młodzieży, jak i dorosłych, a w tej chwili głównie skupiamy się na firmach. Klientowi biznesowemu korporacjom, firmom dużym/mniejszym proponujemy rozwiązania w postaci optymalizacji kosztów. Współpracujemy z firmami w ten sposób, że przede wszystkim przeprowadzamy bezpłatny audyt, badamy potrzeby i dopasowujemy sposób nauki, formę pracy i metody tak, aby nie wydawali niepotrzebnie pieniędzy i żeby się nie okazało, że po wielu, wielu latach nauki, po zrobieniu testów, osoby w recepcji nadal mówią na poziomie powiedzmy A2 czy B1.

D.M.: Macie swoje autorskie metody, za pomocą których nauczacie. Niby każdy może się nauczyć języka obcego, każdy może skorzystać z kursów. Takich szkół jest mnóstwo. Co Was wyróżnia?

D.A.: Pracujemy z klientem przede wszystkim w sposób bardzo dedykowany, tak bym powiedziała. Bazujemy na naturalnych umiejętnościach. Skoro jako trzylatek, Damianie, nauczyłeś się mówić w języku polskim, to dlaczego nie mógłbyś opanować w ten sam sposób każdego innego języka?

D.M.: Rozwiń, proszę, sposób, w którym działacie. Jak można to rozumieć?

D.A.: Pamiętasz ze szkoły co to jest przydawka, przysłówek, orzeczenie, rzeczownik…?

D.M.: Najbardziej rzeczownik… (śmiech)

D.A.: OK, najbardziej rzeczownik… No właśnie to jest to, że my nie musimy wiedzieć, jakiej części mowy używamy. Nie jest nam to potrzebne w codziennej komunikacji i w ten sposób właśnie pracujemy z naszym klientem. Ja pamiętam taki kurs, jeszcze jako studentka. Gdy pracowałam, to myślałam, że wszyscy się nauczą w ten sam sposób języka, w jaki ja się nauczyłam, w oparciu o lingwistyczne pojęcia, takie jak rzeczownik, przymiotnik, przysłówek. A przecież jako dzieci nie uczymy się w ten sposób, prawda? Pamiętam siebie stojąca przed tablicą, przed grupą mężczyzn, którym próbowałam wytłumaczyć, jak się buduje zdania pytające. Tłumaczyłam im: „Zobaczcie, jakie to proste. Najpierw jest słówko pytające, potem jest operator, podmiot w zdaniu, orzeczenie, a na końcu jest dopełnienie – to jest bardzo proste” i oni popatrzyli na mnie, jak na wariatkę. Zapytali mnie, czy ja wiem, co to jest czujnik poziomowania wału. „My nie wiemy, co to jest przymiotnik, tak? A pani mówi nam o jakichś orzeczeniach?”. Wniosek jest taki: zdałam sobie wtedy sprawę, że żeby uczyć się języka, wcale nie jest nam potrzebna wiedza językowa. W ten sposób właśnie próbujemy pokazać każdemu człowiekowi, że język jest rzeczą naturalną. To jest jedyna umiejętność, którą jest w stanie opanować każdy człowiek pod warunkiem, że uczy się za pomocą odpowiedniej metody. Metoda jest najważniejsza – to ma być metoda naturalna. My na niej bazujemy – na metodach bezpośrednich, na metodach naturalnych.

Przeczytaj także: Małym firmom zapewniamy taki sam standard obsługi, jak dużej korporacji | Krzysztof Banaszewski i Tomasz Farny – Zdrowie w firmie

D.M.: I czym jest ta metoda naturalna/ bezpośrednia?

D.A.: Wyjątkowość tych metod polega na tym, że przede wszystkim nie pracujemy z podręcznikami. Staramy się, to jest bardzo ważne, bo łatwiej jest powiedzieć: „Damian smileeee”, aniżeli napisać wyraz „smile” – kreska – „uśmiechać się”. Po prostu pokazujemy, że język jest czymś naturalnym, można się go uczyć zupełnie bez gramatyki. Najgłupszym pomysłem wyniesionym ze szkoły jest nauka gramatyki. A chcę powiedzieć, że też jestem pracownikiem Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej, już w tej chwili na emeryturze, ale przygotowywałam również kryteria ocen, wiec znam bardzo dobrze język od strony przygotowania uczniów pod kątem strategii egzaminacyjnej. Bo inaczej uczy się kogoś do egzaminów, a inaczej naucza się języka, uczy mówić. Osobom dorosłym gramatyka na pewnym etapie jest potrzebna, ale ona nie jest pierwszą, najważniejszą rzeczą i to chyba odróżnia metodę tradycyjną, tę kultywowaną w większości, ośmielę się nawet powiedzieć, że przez 90 procent szkół językowych, wobec takich szkół jak nasza, które proponują właśnie metodę naturalną.

D.M.: Załóżmy taką hipotetyczną sytuację: jestem właścicielem firmy, mam kilku/kilkunastu pracowników. Chciałabym, żeby nauczyli się języka angielskiego/niemieckiego. Jak to wygląda w praktyce?

D.A.: Najczęściej popełniany błąd, jaki robią osoby dorosłe w nauce języka obcego. Myślą, że należy się go uczyć dokładnie w taki sposób, w jaki zaserwowała tę naukę szkoła tradycyjna: czy to szkoła podstawowa, czy ponadgimnazjalna, czy nawet studia, a tak wcale nie jest. OK. Języka należy uczyć się naturalnie, dlatego my na spotkaniach z naszym kursantem pokazujemy, że jest wiele dróg, wiele możliwości i my mamy dla kursanta takie gotowe narzędzia. Pokazujemy to na żywo, chociażby ucząc japońskiego w ciągu paru minut, dzięki takiemu krótkiemu ćwiczeniu, opartemu na mnemotechnice; stosujemy świetne testy między innymi Gardnera, testy osobowości plus badania Rogera Sperry’ego, jak pracować z prawą półkulą. Pokazujemy, że ta nauka wygląda zupełnie inaczej. Bardzo ważne jest to, żeby kursantowi, z którym się spotykamy, a który chce się nauczyć, czyli jeszcze resztki nadziei są, jeszcze ma nadzieję – my przede wszystkim pokazujemy mu, że może się tego języka nauczyć, tylko musi zmienić technikę, a efekt jest taki, że po dosłownie kilku tygodniach uczeń czuje taki przypływ mocy i tego, że wreszcie zaczyna mówić i nie boi się. Jedną z najczęstszych opinii naszych kursantów jest w ogóle to, że czują, jakby się bawili w przedszkolu, bo ta nauka nie ma nic wspólnego z kuciem słówek, z gramatyką, tylko jest po prostu mnóstwo dobrej zabawy. Do nas przychodzą kursanci po to, żeby się nauczyć języka, a my jesteśmy od tego, żeby ich po prostu nauczyć. Ja zawsze wszystkim powtarzam, że złoty klucz do nauki języka i czegokolwiek innego jest taki: „Żeby Ci się człowieku chciało, a my jesteśmy od tego, żeby Ci się chciało”.

D.M.: Na pewno, jak każdy przedsiębiorca, pewnego dnia wstałaś i pomyślałaś, że chcesz mieć szkołę języków obcych. Oczywiście żartuję – na pewno tak nie było. Powiedz zatem, jak to się wydarzyło?

D.A.: Moja potrzeba biznesowa wzięła się stąd, że byłam trochę życiowo i prywatne postawiona pod ścianą. Można powiedzieć, że moja firma wyrosła na potrzebie poradzenia sobie z sytuacją życiową. I to był ten moment, kiedy zaczęłam swój biznes. Potem prowadziłam go przez kilka lat tylko po to, żeby wyrobić wypracowany w głowie budżet. I to były początki. Zaczynałam od prowadzenia punktu przedszkolnego. Następnie miałam również, ponieważ zawodowo jestem lingwistą i nauczycielem językowym, szkołę językową Miałam kilku lektorów. Skupialiśmy się też również wokół nauki języków obcych wśród dzieciaków i młodzieży. Ja zawsze powtarzam, że moja firma rosła z moim dzieckiem: założyłam punkt przedszkolny, następnie była to też bawialnia, szkoła językowa dla dzieciaków. Potem mieliśmy coraz więcej placówek współpracujących. W tej chwili jesteśmy już właściwie w całej Polsce.

D.M.: Są dwie szkoły: jedni mówią, że nie powinno się nobilitować porażek, bo to wyolbrzymianie. Inni zaś są zdania, że dobrze jest się pomylić samemu, bo potem tego samego błędu nie popełnimy. Z tego, co mówisz, to porażka w Twoim wypadku wylała mocne fundamenty pod biznes. Jakie cechy charakteru trzeba mieć, żeby poradzić z sobie porażką, ale tak, żeby przełożyć ją na sukces?

D.A.: Masz dwa wyjścia, Damianie – możesz nic nie robić albo możesz zrobić coś. W takich ciężkich sytuacjach życiowych człowiekowi naprawdę różne myśli krążą po głowie. I mnie takowe myśli krążyły. Przede wszystkim udałam się do biblioteki i przeczytałam kilka biografii ludzi sukcesu i pomyślałam sobie: „No nie?! Skoro oni mogą mieć taką historię, to czemu ja nie mogę?”. I od tego się tak naprawdę zaczęło. Pomyślałam sobie: „Dlaczego nie spróbować? A może będzie jakiś happy end, jak w amerykańskich firmach (śmiech)?”. Wierzyłam, że ta historia się po prostu dobrze skończy i kiedyś się będę z tego śmiała. Nikt nie ma perfekcyjnego życia. Wszystko zależy od Ciebie i jak będziesz na to patrzył. Uważam, że z każdej porażki, z każdego problemu można naprawdę wyciągnąć mnóstwo wniosków. Ważne jest, aby traktować takie problemy jako rzecz naturalną. My tak samo traktujemy błędy językowe. Uczymy naszych kursantów, aby błąd traktować jako coś naturalnego – błąd będzie rzeczą naturalną i naturalnie też wykrzywioną, prawda? Wyeliminowaną. Trzeba być po prostu otwartym na wszelkie przeciwności losu, bo one kiedyś człowiekowi pomogą.

D.M.: Rozpoczęłaś od punktu przedszkolnego, przez bawialnię, szkołę języków dla dzieci itd.

D.A.: Do tego jeszcze dodam – byłam wówczas matką, studentką i pracownikiem…

D.M.: Tym bardziej pytanie będzie odpowiednie. Jakie cechy charakteru trzeba mieć, żeby przejść przez ten cały proces? Czym się trzeba wykazać?

D.A.: Ja rozumiem bardzo dobrze Twoje pytanie, ale w momencie działania na pewno nie myślisz o cechach charakteru. Teraz z perspektywy czasu dopiero, jak sobie myślę, mam jakieś badania kompetencji, to wiem, że mam cechy lidera; że mam cechy stratega, nie boję się wyzwań. Natomiast w momencie działania działa naturalny instynkt. Czy trzeba mieć jakąś konkretną cechę? Na pewno nigdy nie wątpić w siebie i zawsze móc na siebie liczyć. To zdanie, które zawsze powtarzała mi mama.

D.M.: Jakie są topowe firmy, które z Wami współpracują, które, być może, każdy zna?

D.A.: Myślę, że mogę się takimi markami pochwalić. Jest to m.in. firma Herbapol z Lublina, duża rafineria z Inowrocławia, duża firma produkcyjna z Radomia – firma Dürr, potem duża firma produkcyjna z Włoszczowej – ZPUE. Uczyliśmy również zarządy takich firm, jak Decathlon. Pracujemy również z gwiazdami, politykami. Kancelaria Prezydenta jest również wśród naszych klientów, więc to mniej więcej taka skala.

D.M.: Ilu klientów współpracuje w tej chwili z Waszą firmą?

D.A.: Myślę, że mamy teraz około 300 klientów.

D.M.: Pamiętasz pierwszego pozyskanego klienta?

D.A.: Pamiętam każdego klienta, którego mieliśmy w ciągu pierwszego roku, podczas zmiany działalności, nakierowywania się na klienta biznesowego.

D.M.: Pytam o liczbę klientów i o to, czy pamiętasz tego pierwszego. W mojej ocenie na osi czasu jest moment pomiędzy pierwszym i tym najświeższym klientem. Ten okres, w którym firma się rozwija. Jakie widzisz różnice między pierwszą firmą, którą pozyskałaś, a tą, która dołączyła do Was jako ostatnia?

D.A.: Od 1 klienta do właściwie ostatniego klienta w tej chwili widzę naprawdę mnóstwo rzeczy, które my jako zespół zrobiliśmy i jak wiele osób przybyło do naszego zespołu. W momencie, kiedy dołączały kolejne osoby, staraliśmy się coraz bardziej wzmocnić relacje z naszymi klientami. Wypracowaliśmy sobie mnóstwo procesów i sposobów na to, żeby współpracować z klientem, a przede wszystkim pokazywać mu szerokie możliwości, jakie daje firma. Starając się dogodzić naszemu klientowi, okazało się, że przypadkiem stworzyliśmy gotowy materiał dla innych szkół językowych. Mając taki produkt jak szkoła językowa, możemy w bardzo prosty sposób badać dane o kliencie, czyli oferujemy innym szkołom rozbudowany i dedykowany pod nich system do obsługi, zawierający dziennik, CRM, system do zarządzania pracownikami, system, który pomoże utrzymać relacje z klientami. To jest rzecz niesamowita. To jest właśnie cały know-how, 10 lat prób, błędów i różnych sposobów na to, jak współpracować z klientem, jak usprawnić swoją pracę – to dało owoc, stało się naszym nowym produktem.

D.M.: Wytłumacz, jaki to ma sens? Inna szkoła językowa to Twoja konkurencja. Dajesz im swoją wiedzę, żeby oni pozyskiwali klientów?

D.A.: Dokładnie, Damian. Współpracujemy z innymi szkołami. Inne szkoły nie są dla nas konkurencją. Chcemy im pomagać. Pracujemy z klientem stacjonarnie, mamy oddziały w Radomiu, Lublinie, Kielcach, również kilka placówek w województwie świętokrzyskim. Natomiast szkoły gdzieś na północy czy na południu Polski, czy w każdym innym obszarze nie są dla nas konkurencją. Wręcz przeciwnie – zachęcamy je do współpracy. Możemy podzielić naszego klienta na dwie grupy. Pierwsza to szkoły językowe i tu topografia nie ma znaczenia. Możemy pomóc szkole językowej w Gdańsku, Krakowie, Zielonej Górze czy w Poznaniu. Drugim klientem są przede wszystkim firmy, duże firmy produkcyjne. Współpracujemy z nimi zupełnie inaczej, niż taka tradycyjna szkoła. Nasza współpraca zaczyna się od audytu. Zwykle trwa to rok do półtora roku, zanim osiągniemy cele językowe, które sobie założymy.

D.M.: Wspomniałeś o dwóch typach klientów. Z jednej strony szkoły językowe, z którymi współpracujecie, z drugiej firmy, które korzystają z Waszych usług. Jak trafiają do Was tacy klienci? Zakładam, że to nie jest takie proste przekonać dużą firmę, dużego klienta.

D.A.: W jaki sposób docieramy do takiego klienta? Powiem szczerze, że najczęściej dzięki rekomendacji tak naprawdę. Jeden zadowolony klient to u nas trzech kolejnych, a jak jeszcze masz do tego system polecenia i jakiś program lojalnościowy, to już to świetnie wszystko działa.

D.M.: Jakiego systemu używasz? Jak działasz w swojej firmie poprzez polecenia? Powiedziałaś: jeden klient to trzech kolejnych. Czyli to działa dobrze i skutecznie?

D.A.: Kontakt z klientem biznesowym bardzo łatwo znaleźć wśród przedsiębiorców. A gdzie szukać przedsiębiorców? W organizacjach, które ich skupiają. Zostałam kiedyś zaproszona na spotkanie biznesowe o 7.00 rano i trzykrotnie odmówiłam. Po pierwsze powiedzieli, że jest to spotkanie przedsiębiorców, więc uznałam, że będzie to grupa sztywniaków. Po drugie była to wczesna pora, a kazano mi przyjechać na godzinę przed 7.00, więc pomyślałam sobie: „No nie!”, no i po trzecie – obowiązuje dress code, więc trzeba było się ładnie ubrać. Więc to były trzy powody, dla których nie pojechałam. Wybrałam się wyłącznie z grzeczności, bo nie chciałam stracić klientki. Uderzyło mnie to, z jaką otwartą postawą zostałam przyjęta, bo przywitano mnie: „Cześć! Jak masz na imię? Jak mogę pomóc? Ja mam na imię Marcin” – bo pamiętam osobę, która mnie wtedy przywitała w hotelu. No i tak zaczęła się moja historia z BNI. Miałam styczność z wieloma organizacjami biznesowymi, natomiast tylko BNI jest taką, która ma ustrukturyzowany system rekomendacji i w momencie pierwszego zetknięcia się z przedsiębiorcami z BNI wiedziałam, że to jest miejsce dla mnie.

Przeczytaj więcej o BNI Polska: www.biznesprzezrekomendacje.pl

D.M.: Od razu wiedziałaś, że jest to miejsce dla Ciebie – z czego to wynikało?

D.A.: Zaczęłam zupełnie inaczej myśleć po tym, jak dostałam pierwszą rekomendację. Pomyślałam, że dzięki kontaktom w BNI i kontaktom z przedsiębiorcami z regionu świętokrzyskiego będę przede wszystkim współpracować i szukać klientów na terenie województwa świętokrzyskiego, a okazało się, że jedną z pierwszych i najlepszych rekomendacji była ta, którą dostałam do dużej firmy produkcyjnej na Śląsku. Pierwsza faktura, jaką wystawiam właśnie dzięki BNI, to była faktura na 300 tysięcy złotych i to był moment zwrotny w firmie. Pomyślałam sobie, że mogę robić biznes zupełnie inaczej, mogę przeprowadzać kursy zupełnie inaczej. Wtedy też zrozumiałam, jaka jest siła otwarcia drzwi w biznesie przez drugiego człowieka. Wówczas zmieniło to mój sposób myślenia w ogóle o biznesie. Tak naprawdę BNI daje możliwości niezależnie od tego, gdzie byś chciał ten biznes zrobić, to BNI ci to po prostu umożliwi.

D.M.: Co jest dla Ciebie najważniejsze we współpracy w gronie przedsiębiorców?

D.A.: Cenię sobie przede wszystkim kontakt z ludźmi, bo każdy człowiek to oczywiście źródło wiedzy. Najczęściej są to eksperci w swoich dziedzinach i przez kontakt z takimi ludźmi, z takimi przedsiębiorcami bardzo łatwo wchodzić w nowe projekty. To jest niesamowita rzecz, że tak naprawdę każda nowo poznana osoba daje mi kolejne możliwości i wiedzę. To może być początek kolejnej historii i nowego projektu.

DM: W jaki inny sposób wykorzystujesz rekomendacje biznesowe w swojej firmie?

DA: Przede wszystkim staram się myśleć szerzej, aniżeli tylko w tych miejscach, w których jesteśmy, by zdobywać klientów. Pomimo tego, że jesteśmy firmą o zasięgu lokalnym, czyli mamy oddział stacjonarny w Radomiu, Lublinie i w Kielcach, to mamy też klientów w całej Polsce i właśnie w ten sposób wykorzystuję kontakty z rekomendacji z BNI. Szukamy kontaktów w całej Polsce, ale nie tylko. Dzięki możliwościom, jakie daje BNI – skontaktowania się z ludźmi z Europy i świata – będziemy realizować kolejny projekt, wprowadzać nasze metody na rynki zachodnie.

DM: Powiedz, jakie są plany Twojej firmy? Na pewno macie plany na najbliższe lata – gdzie chcecie być za rok, dwa, trzy?

DA: Dobrze, że pytasz o plany, bo realizujemy teraz coś naprawdę ciekawego i będzie to projekt w skali, właściwie, europejskiej. Bardzo innowacyjny projekt dzięki relacjom w BNI i osobami, które zajmują się dofinansowaniem, pozyskiwaniem środków unijnych na tworzenie takich projektów, plus eksperci tacy jak świetni programiści, świetni filmowcy i specjaliści zajmujący się innowacyjną technologią; do tego eksperci językowi i grono metodyków, których, nota bene, spotkałam właśnie w BNI. Razem tworzymy teraz świetny projekt, który zrewolucjonizuje świat edukacji językowej. Z tym projektem będziemy chcieli dotrzeć również na rynki zagraniczne.

DM: Jakie są, według Ciebie, cechy skutecznego przedsiębiorcy?

D.A.: Przede wszystkim to być wytrwałym, nigdy się nie poddawać, na każdy problem patrzeć jak na coś, na podstawie czego możesz się bardzo dużo nauczyć i, co bardzo ważne, spotykać się z odpowiednimi ludźmi. A odpowiedni ludzie to kolejne możliwości, więc to jest niesamowite. I przede wszystkim: mieć pozytywne nastawienie, mimo wszystko.

D.M.: Doroto – bardzo dziękuję za rozmowę. Dzięki Tobie jestem przekonany, że angielskiego nie trzeba się uczyć w bólach, cierpieniu, że nie trzeba wkuwać słówek; że da się opanować język dzięki znacznie ciekawszej metodzie.

D.A.: Ja również dziękuję.

Zapamiętaj! Porady, jak rozwijać biznes

  1.  Bądź wytrwały, nigdy się nie poddawaj, na każdy problem patrz jak na coś, na podstawie czego możesz się bardzo dużo nauczyć.
  2. Spotykaj się z odpowiednimi ludźmi. A odpowiedni ludzie to kolejne możliwości biznesowe.
  3. Bądź pozytywnie nastawiony.